Romantyczne zbliżenie przerwały im donośne kroki niosące się korytarzem zza drzwi do ich sali. Czy zwrócili na to uwagę i pospiesznie wrócili na przewidziane im przez personel szpitala miejsca, czy też umknęło to ich uwadze, dwójka żołnierzy przed wejściem stuknęła obcasami, prężąc się w salucie.
W pokoju zjawił się średniego wzrostu, szczupły mężczyzna. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, przed technologiczną rewolucją związaną z kosmiczną ekspansją ludzkości, ocenić należałoby go na mającego nie mniej niż czterdzieści lat, choć i prawdopodobnie nie starszego niż czterdzieści pięć. Bujna, nieco zmierzwiona w naturalnym nieładzie fryzura okraszona była sporymi zakolami, przy których ciemnoszare gdzie indziej włosy poddały się procesom starzenia i przyjęły barwę matowego srebra. Twarz mężczyzny daleka była od gładkiej - siatka drobnych zmarszczek dodawała jego obliczu powagi i zdradzała, że jest on nie wolny od codziennych zmartwień. Krótki wąs i bródka, zadbane i ułożone, dodawały mu nieco autorytetu. Jednocześnie spojrzenie zielonkawych oczu było pogodne i bardzo przyjazne, kontrastując nieco z surowymi rysami ogółu. Co najważniejsze jednak, znali już tę twarz.
- Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. - stwierdził gość, skinąwszy głową na powitanie. Coś w manierze jego głosu przekonywało, że naprawdę przykro byłoby mężczyźnie, gdyby jednak w czymś im przeszkodził.
- Nazywam się Frederick Colon. - nie musieli głęboko sięgać pamięcią, aby uświadomić sobie, że był to ten osobnik, którego obje widzieli z pistoletem w dłoni tuż przed ostatnią utratą przytomności. Przy czym to dla każdego z nich scena, która się tam wtedy rozegrała przybrała chyba nieco odmiennego charakteru - w końcu Daniel nie był wtedy świadom zagrożenia ze strony sanitariuszki, która zaatakowała Olivię.
- Jak się państwo czują?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDaniel > Olivia.