Sekundy zmieniały się w minuty, minuty w godziny, godziny w dni, tygodnie, miesiące, lata. Sam nie wiedział kiedy w tym całym chaosie stracił rachubę czasu, lub co bardziej prawdopodobne - ten koncept przestał mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Dryfował na falach impulsów, którymi jarzyły się neurony w jego mózgu. Brak jakiejkolwiek kontroli był niesamowity, wręcz kuszący. Nigdy nie czuł czegoś podobnego. Żywa tkanka i tych kilka podzespołów łączyły się w sposób zbyt abstrakcyjny, by choć próbował je pojąć. Biocybernetyczny jazz w swej najczystszej formie, piękna rzecz.
Pędzony wspomnieniami odwiedzał miejsca tak uderzająco znajome, a jednocześnie obce, że byłby gotów już stanąć oszołomiony obrazami, które płodził jego umysł. Problem polegał na tym, że choćby chciał z całego serca, nie potrafił się zatrzymać. Niczym pocisk pędził przed siebie, nie zwracając uwagi co usiłuje stanąć mu na drodze.
Wtedy nagle odzyskał świadomość. Przynajmniej tak początkowo myślał. Konieczna była chwila by zrozumiał, że choć widział, to nie patrzył. Podobnie jak on sam ledwie przed momentem, teraz dryfowały przez niego impulsy wysyłane przez innych. Czy dlatego to co widział tak różniło się od jego wspomnień? Obserwował obrazy żyjące w umyśle innej osoby? Porwanie, łowcy niewolników? Jaana?
Jak na wezwanie, dziewczyna wdarła się do umysłu pilota, rozrywając na strzępy stan tak przyjemnej równowagi. Poczuł nagłe szarpnięcie, jakby ktoś próbował wydrzeć kawałek jego własnej świadomości. Peter zareagował tak jak zrobiłby to w każdej innej sytuacji - desperacko próbując odzyskać kontrolę. Panując nad sobą, panujesz nad otoczeniem. Zupełnie jak podczas treningu biotycznego King stopniowo odnajdywał połączenia nerwowe w swoim ciele. Wędrując labiryntem synaps wreszcie trafił do miejsca, którego szukał - mózgu. Reszta była tylko formalnością. Sukces napawał go satysfakcją, świadomość że nawet kolejna supernowoczesna zabawka Holtza znajdowała się pod jego kontrolą tylko go powiększała.
- Odepnijcie mnie - nawet jego zdziwiła barwa głosu. Brzmiał dziwne obco. - I dajcie mi coś do picia.
Dopiero krótką chwilę później, kiedy siedział na łóżku masując nadgarstki, wszystko co czuł i widział zaczęło układać się w jedną spójną całość, o ile w ogóle tak można to było nazwać. Peter nawet teraz próbował manipulować pracą implantu. Musiał być w tym mistrzem, każda inna ewentualność czyniła go łatwym celem. Unosząc lekko głowę i lustrując wszystkich obecnych w pomieszczeniu widział siebie ich oczami, był w tak wielu miejscach jednocześnie, że poziom jego ekscytacji wzrósł zbyt gwałtownie, by miał powstrzymać uśmiech nagle pojawiający się na jego twarzy.
- To jest niesamowite - rzucił pod nosem już typowym dla siebie głosem, by chwilę później jakby nigdy nic zacząć się śmiać.