- Burel po prostu nie potrafił docenić tego, co ma.
Wzruszył ramionami dalej opierając głowę o poduszkę. Gdyby tak na to spojrzeć z innej perspektywy to wyglądali teraz jak starzy znajomi. Gdyby ktokolwiek z zewnątrz teraz wszedł do środka to raczej nie uznałby ich za osoby odpowiedzialne za dzisiejsze wydarzenia. No może Strikera trochę, bo niestety jego wygląd nigdy nie działał w jego obronie. Zawsze można go było wziąć na żołnierza przymierza na urlopie. Prawda jest taka, że większość ludzi nie potrafiłaby odróżnić najemnika od normalnego żołnierza.
Widząc po raz kolejny jej siniaki zastanawiał się, co Burel z nią robił. Cokolwiek to było, chyba zasłużył sobie na śmierć. Szczerze mówiąc, gdyby dowiedział się, że ją gwałcił czy zmuszał do czynności seksualnych to sam pewnie przetrąciłby mu kark. Słynął z tego, że miał swoją etykę pracy i się jej trzymał. W jego oddziale mało, kto dopuszczał się do czynów zakazanych, a jeśli się dopuścił to wykańczało go dowództwo. Zresztą sam Charles zabił kilku takich jak on za przewinienia.
Stopą zahaczył o swoją torbę. Podciągnął ją do siebie i zaczął czegoś w niej szukać. Nie byłą to może dla niego największy bagaż, ale dla ludzi rozmiarów standardowych była całkiem spora. W końcu wyciągnął po raz kolejny swoją małą osobistą apteczkę. Ona za to była spora nawet jak na niego. Wyciągnął z niej tubkę. Wyglądała na jeszcze nieotwartą.
- Nasmaruj tym sobie siniaki jak będziesz mieć chwilę. Sam z tego korzystam i powiem ci, że działa bardzo dobrze. W sumie, kiedy je zobaczyłem po raz pierwszy to miałem ochotę dorobić Burelowi pełny uśmiech.
Uśmiechnął się na tą myśl. Już wtedy, kiedy dowiedział się, że skurwiel ich wystawił planował swoją małą zemstę. Pewnie by go zatłukł tym wielkim telewizorem, który miał w biurze albo wydłubałby mu kciukiem oko. Zastanawiało się, czemu jemu się tak nie poszczęściło jak jemu. Kurwa, zapierdalał na zmywaku gotując dla wszystkich, a ten sobie siedział w biurze i szastał hajsem. Na pewno nie traktowałby swoich pracowników jak on, a tym bardziej osoby, którą chciał się opiekować. Z minutę na minutę, coraz bardziej cieszył się z jego śmierci.
- No raczej. – Parsknął śmiechem. – Prędzej uda nam się wkręcić na plan udając statystów czy po prostu łapiąc ją gdzieś na boku. A, jak nie to wyśle ciebie, ładni ludzie mają łatwiej w przekonywaniu.
Uśmiechnął się znowu do niej, przypominając sobie moment, w którym weszła do jego restauracji. 17:26. Zapamiętał nawet godzinę. Datę zresztą też. Już wtedy wiedział, że to nie będzie dobry dzień i na pewno lepiej się skończy. Pierwszy raz od dawna wszystko zakończyło się dość dobrze.
- Powiesz jej, że odnalazłaś jej martwego brata i chciałabyś pogadać. To moja rodzina, więc spodziewaj się różnej reakcji.
Parsknął śmiechem. Znał swoje rodzeństwo naprawdę dobrze, wiedział też, że Emily pewnie spojrzy na nią jak na wariatkę, ale i tak z nią pójdzie. Dziwne rzeczy zawsze przyciągały Strikerów.
- Chyba sobie kpisz, że cię puszczę na oglądanie zorzy. Jak będziesz chciała to będziesz mogła tutaj teraz przylecieć, kiedy tylko będziesz chcieć. Jeszcze się wypierdolisz na śniegu i będę musiał cię zabierać znowu do szpitala.
Zaśmiał się znowu patrząc się na nią. Oczywiście gdyby chciała poszedłby z nią, ale w takim stanie mijało się to z celem. Czuł też ten dziwny strach, że jeśli opuściłaby ten domek to już nigdy by do niego nie wróciła.