Baza danych to dział, do którego wklejamy nasze karty postaci z tym, że w tym przypadku jesteśmy w stanie je dowolnie zmieniać, aktualizować i dopisywać w historii z biegiem czasu nowe wydarzenia.

Layla Morgan
Awatar użytkownika
Posty: 39
Rejestracja: 8 sie 2012, o 20:56
Wiek: 28
Rasa: Człowiek
Zawód: Dziennikarka
Kredyty: 14.650

Layla Amanda Morgan

9 sie 2012, o 21:25


Miano: Layla Amanda „Nikita” Morgan;
Wiek: 14.06.2158/28 lat;
Rasa: Człowiek;
Płeć: Kobieta;
Specjalizacja: Brak/nie dotyczy;
Przynależność: "Społeczność galaktyczna";
Zawód: Dziennikarka, pisarka, felietonistka, współczesna Mata Hari.

Aparycja: Subtelna. Ma w sobie coś zarówno z damy, jak również z nieokiełznanej kobiety pędzącej przed siebie chcącej doświadczyć w życiu jak najwięcej. Ciemne włosy opadają swobodnie na ramiona, choć często można spotkać je w formie spiętej z kilkoma kosmykami wypuszczonymi zawadiacko wokół owalnej, jasnolicej twarzy. Oczy, okute obwolutą długich rzęs, są przenikliwe, toną w barwie kasztana o letniej porze. Zaróżowione usta stworzone jakby do ujmowania ostrych ripost posiadają delikatny kształt. Jest w niej coś przyciągającego mimo iż jest przeciętna. Zwykła. Łagodna linia szyi, tajemnicze oczy, delikatność w sposobie poruszania się. Na pierwszy rzut oka wydaje się być lepsza od wszystkich innych. Nie, nie wyraża tego ani poprzez podnoszenie wysoko podbródka, ani za pomocą słów. Coś w jej stylu bycia jest takiego nieuchwytnego, coś co chciałoby się złapać i już nigdy z rąk nie wypuszczać.
Kibić ma smukłą, drobną. Wzrostem nie grzeszy, obfitą budową ciała jak również bujnymi kształtami także nie. Przy wzroście 165 waży niecałe 50kg. Jest raczej filigranowa. Smukłe łydki podkreśla zazwyczaj eleganckimi butami na obcasie, odpowiednio dobranym odzieniem. Nie trzeba mieć figury doskonałej aby przyciągać. Nie trzeba mieć twarzy jak z okładki żurnala aby czuć się najpiękniejszą. Od tej kobiety bije świeżością, młodzieńczością, którą wielu zgubiło po drodze. Mimo wieku wciąż wygląda na młodszą aniżeli jest. To atut. Zaczęła tak sądzić po ukończeniu pewnego progu wiekowego. Typowe dla kobiety, prawda?

Osobowość: Zapewne pewna siebie. Gdzieś gubiąca ją nieśmiałość i naiwność pierzchły kiedy tylko postawiła kilka samodzielnych kroków pośród świata pełnego chaosu, intryg i mistyfikacji. Rozważna a jednak cechuje ją spora dynamika. Zbytnia emocjonalność. Spokój mieszany z gorączką zachowań. Opanowanie z wybuchowym charakterem. Pełna sprzeczności. Bez wątpienia otwarta i urodzona oratorka. Mówczyni. Elokwentna zważywszy na zawód jaki wykonuje. Bardzo wymagająca względem siebie jak również otoczenia. W pewnym sensie egoistka, pragnie posiadać wszystko na wyłączność bez względu na cenę, jaką przyjdzie jej zapłacić. Prawdopodobnie już nieraz walczyła o wysokie stawki, wobec czego ryzyko ma we krwi. Kocha adrenalinę, która drąży jej żyły, która dostarcza sercu niezapomnianych wrażeń. Można by rzec, że jest niespokojnym duchem, wiatrem północy, który po prostu wciąż szuka swego miejsca.
Zmienna. Często wyzywająca. Perwersyjna. Zmysłowa. To znowu ucicha gdzieś w sobie. Umyka przed spojrzeniami innych. Analizuje. Włącza w sobie gdzieś umiejętność dedukcji. Zimnego chłodu. Dystansu do innych. Jest wachlarzem tysiąca emocji. Tysiąca masek, jakie zakłada każdego dnia. Kobieta wielu imion. Mówi, że to ma chronić jej osobę. Jej prywatność. Mówi, że to pozwala jej unosić się na powierzchni wody a nie w niej tonąć. Mówi…wiele. Enigmatyczna. Wciąż pełna tajemnic i niespodzianek.
Mogłaby być idealną kochanką. Doprowadzać do spazmów rozkoszy, lecz mogłaby być też niesamowitą morderczynią wszelakich uczuć sprowadzając na towarzysza danej chwili agonię bólu. Z jednej strony jest usposobieniem niewinności. Z drugiej zaś można odnosić wrażenie, że cynizm i ironia jaką posiada w zanadrzu jest jej chlebem powszednim wprowadzającym destrukcyjne pierwiastki do jej niby poukładanego życia. Arogancka. Tak, bywa arogancka i niemiła. A jednak dba o swoje kontakty. Dba o poznane osoby. O znajomości, bowiem nigdy nie wie, kiedy będzie kogoś potrzebowała. W środku miękka jak miąższ soczystej gruszki. Delikatna. Starająca się to wszystko ukryć pod zabijającą twardością. Pod szelmowskich zachowaniem.
Po prostu – kobieta.

Historia:

Nikita

1.
Nie wiele wiadomo na temat jej przeszłości. Jej planów. Jej oczekiwań. Nie wiele wiadomo na temat jej poczynań. Była córką, właściwie wciąż jest córką, swych rodziców. Nie poszła jednak w ślady ani matki zajmującej się medycyną i badaniami nad implantami wszczepianymi do mózgu, ani w ślady ojca – generała służącego ku czci Cytadeli. Indywidualnie wybrała swoje własne życie, które swobodną dłonią kreśli i wciąż tworzy dopisując kolejne rozdziały do jakże fascynującej historii o kobiecie, która chciała dosięgnąć gwiazd na wszelakie możliwe sposoby.
Jest jak cień. Kiedy czegoś potrzebuje każdy ją widzi i wie gdzie ją znaleźć, kiedy chce być niewidoczna zaszywa się gdzieś na kilka dni. Zawsze jest w potrzebie. Tak mówią. Mówią, że bez umiejętności walki nie przetrwa. W pewnym sensie mają rację. Lecz ona posiada wolę walki. I wciąż walczy. Na swoje własne sposoby. Z mało wiarygodnych źródeł wynika również, że kobieta otrzymywała niejednokrotnie propozycje od Cerberusa, lecz nikt do końca nie zna powodów jej odmowy, oraz czy odmowa kiedykolwiek miała miejsce…
- Niech to szlag… - warknęła sama na siebie patrząc na złamanego obcasa. Cały dzień goniła za tym senatorem. Cały dzień, aby zamienić choć kilka słów, ale on ciągle jej umykał. Cały dzień, aby dorobić się jedynie pęcherzy na stopach, złamanego obcasa w jej ulubionych szpilkach i znużenia. Traciła wiarę w swoje umiejętności. We wszystko. Po czymś takim ciężko było wracać do redakcji. Wracać z niczym to dla niej największy ból. Koszmar każdego dziennikarza. Na dodatek odczuwała nieprzyjemne łaskotanie w żołądku. Kiedy ostatnio jadła? Rano? No tak, minęło już sporo czasu.
- Nie rozumiem…jak to robią inni? – zapytała. Koleżanka po fachu udzieliła jej pierwszej i ostatniej rady nie wiedząc, że ta okaże się fundamentem na jakim Layla zbuduje całą swoją przyszłość. Całą tą przedziwną pajęczą sieć. Nie mogła wiedzieć, że dzięki temu zwyczajna, nieco naiwna reporterka zrozumie zasady jakie obecnie rządziły i świetnie wtopi się w otoczenie.
- To proste. Jesteś kobietą. Wykorzystaj swoje atuty jakie podarowała Ci natura. Nie ganiaj za nimi, tylko na nich czekaj. Nie błagaj o rozmowę, tylko spraw by to oni pchali się do Ciebie drzwiami i oknami. Tylko pamiętaj…jeżeli staniesz za daleko możesz upaść. – łatwo powiedzieć, trudniej zaś zrobić. Westchnęła. Jej atrybutem była wiedza. Inteligencja i kreatywność. A więc musiała wykorzystać to ostatnie aby być…kim?
- A mężczyźni? Jak oni sobie radzą?
- Czy wyglądam jak mężczyzna? No właśnie…-odeszła zostawiając Laylę samą ze swoimi myślami.

2.
Layla. Kwiat pośrodku pustkowia. Nieskażona. Na pierwszy rzut oka. Pod każdym jej artykułem widniała sygnaturka, podpis „Nikita”. Wolała uniknąć rozgłosu, który, jak osobiście uważała, był niepotrzebny w profesji jaką wykonywała. Wolała być znana jako Nikita. Wolała aby popularność krążyła wokół tej tajemniczej kobiety pozwalając tym samym Layli wieść z pozoru normalne życie.
- Nikita? – usłyszała pytanie siedząc nad stertą papierów. Robiła porządki. Skinęła głową. Zawsze zastanawiała się dlaczego tyle zdziwienia towarzyszyło wszystkim pytającym. Zerknęła. Wciąż stał w drzwiach. Jej szef. Władczy, a jednak wiedziała, że bez nich – dziennikarzy – byłby nikim. To wszystko.
- Wolę unikać natrętów. – przemawiał przez nią narcyzm i uwielbienie do swoich artykułów, do felietonów, które czasami pisywała. A tak naprawdę starała się uniknąć kłopotów. Zbyt często wsadzała nos w nie swoje sprawy. Zbyt często mogła popadać w problemy. W konflikt. Nie tylko z prawem…
- Niezwyciężony. Niezwyciężona. To właśnie znaczy mój pseudonim. – powinno mu wystarczyć. Wróciła do swojej papierkowej roboty. Wiedziała, że dostawała ją za karę jako, że wolała być zawsze w terenie. Penetrować tunele wiadomości, swoimi własnymi metodami zdobywać nowe informacje, dokumenty…taka już była. Ciekawska, co czasami wiązało się z niesubordynacją wobec szefostwa.

3.
Podążyła za słowami starszej koleżanki po fachu. Wiele ryzykowała i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Kiedy była po prostu dziennikarką ganiającą za celem każdy zdawał sobie sprawę z kim miał do czynienia. Wiedziało się, że taka persona szuka sensacji. Nie owija w bawełnę. Zależy jej jedynie na pewnych, konkretnych informacjach. Jej zależało na czymś więcej. Obawiano się również, że młoda, pragnąca odnieść sukces wykorzysta wszystko i wszystkich. W pewnym sensie nie mylili się, lecz Layla chciała zdobyć laury dzięki swoim metodą, zostawiając w zanadrzu coś jeszcze. Tak na czarną godzinę. Lecz teraz, kiedy przyjęła inną taktykę działania. Kiedy stała się po prostu artystką szukającą towarzystwa. Łaknącą wiedzy. Stała się nagle taka…doceniania? Taka zauważana? Taka interesująca? To akurat przeważnie działało na mężczyzn. Kobiety musiała podchodzić innymi sposobami. Jednak wciąż była artystką. Artystką i dziennikarką. Za każdym razem, wszak nie mogła zbytnio mieszać.
- Jak to zrobiłaś? – zapytała. – Przecież tak trudno było się do niego dostać.
- Podążyłam za Twoją radą. – uśmiechnęła się gorzko. Podążyłam za Twoją radą, pomyślała wspominając tamten wieczór.
Senator pił wino przy barze. Tak, pamiętała dokładnie nawet jego koloryt. Ciemnoczerwone. Jak krew. W smaku zaś wyborne. Nieco cierpkie, nieco goryczkowate, lecz wyczuwało się w nim nutkę złocistego słońca, dojrzałych winogron, goździki. Pamiętała jako, że weszła wtedy do baru kiedy barman obsługiwał jej obiekt. Nie usiadła obok niego. Dwa hokery dalej. Sam zagadał. Zaciekawiony nową twarzą wszak nie bywała zazwyczaj w takich miejscach. Co postanowiła szybko zmienić.
- Rita. – przedstawiła się smakując drinka jaki otrzymała od barmana. Słodkawy. Można by wypić kilka takich i pozwolić, aby uderzyły do głowy.
- Jestem artystką. – mówiła. Opowiadała o podróżach, o nowych rzeczach. O kryzysie pisarza. Nie kłamała. Zawsze do każdego kłamstwa należało wpleść nutę prawdy, aby wszystko było pełne realizmu. Andreas również nie kłamał. Przyznał się, że siedzi wysoko i ma pod sobą chmarę pracowników. Przyznał, że przychodzi tutaj często i że zaciekawiła go swoją osobą. Rita. Kobieta wielu imion. Tak się jakoś złożyło, że szybko zrozumieli, że są idealnymi rozmówcami. Kilka takich spotkań. Kilka eleganckich sukien, kilka doskonale skrojonych koszul, kilka wspólnych tańców, wieczorów przy winie i wiele, bardzo wiele zwierzeń. Nie, rzadko wykorzystywała wszystko to, co powiedział obiekt. Bardzo rzadko, zawsze przecież musiała mieć kartę przetargową. Tak w razie czego.
- Jakiś pseudonim artystyczny?
- Owszem, Lulti…- zaśmiała się perliście. Nigdy nie zgadnie co to oznacza. Nigdy…

Lulti

1.
- Dlaczego Lulti, Layla? – zapytał. Ciekawość zawsze pożerała ludzkie umysły, kiedy nie można było dowiedzieć się czegoś z innych źródeł. A przecież wystarczyło jedynie ruszyć głową. Poszukać gdzieś dalej. Zagłębić się. Jednak widać, że nie każdy miał taką duszę i ciekawość jak ona.
- A dlaczegóż nie? Ponoć najbardziej interesujące są kobiety tajemnicze. I nie myśl sobie, że kiedykolwiek Ci ułatwię. – odparła bawiąc się kosmykiem włosów. Uwielbiała ich wspólne rozmowy. Był jedynym mężczyzną z jakim nie musiała udawać. Z jakim nie musiała o nic walczyć. Byli jak dwie połówki jednego owocu. Nie, nie wierzyła, że to może przetrwać. Nie przy jej trybie życia. Ale chciała, by trwało jak najdłużej. Budzić się w jego ramionach. Wiedzieć, że mimo wszystko jest ktoś kto potrafi zagarnąć wszystko dla Ciebie. A najważniejszy był fakt, że rozumiał jej sposoby pracowania, że nie komentował. Nie dawał kazań. Nie błagał aby to rzuciła. Był nawet ciekawy. Zainteresowany jej życiem. Coś nowego, coś z czym nigdy nie miała do czynienia. Coś z czym nigdy się nie spotkała.
Butelka wina została opróżniona do samego dna. Gdzieś z rogu pomieszczenia dobiegała delikatna muzyka. Coś klasycznego. Coś co pozwalało zapomnieć o wszystkim wokół.
- Możemy pójść na ugodę? – zmarszczyła czoło.
- W jakiej kwestii? – zapytała zaintrygowana. Nie należała do uległych. A dla mężczyzny stać się Panem dla kobiety upartej było wyzwaniem. Było czymś pasjonującym. I zaskakującym. Tak, zawsze zaskakiwała.
- Jeżeli kiedyś zgadnę co oznacza Lulti…chciałbym mieć motywację, aby dążyć do złamania Twojej tajemnicy. – zamyśliła się. Odstawiła kielich na podłogę. Zagarnęła pościel odkrywając go nieco.
- Będę cała Twoja…- uśmiechnęła się.
- Cała? Łącznie z duszą? Z myślami?
- Cała.
* * *
To były ich chwile. Pełne pasji, uniesień. Pozwalające na jakiś czas zapomnieć o wszystkim wokół. Chwile, z których zradzali się na nowo. Oboje tak samo potrzebowali bliskości. Ona, dziennikarka chcąca się zrealizować, ryzykująca życiem nie tylko własnym i on, zwyczajny strażnik, który miał nieco inne spojrzenie dla ich przyszłości. Dla niej opoka. Przystań bezpieczeństwa. Stróż. Anioł. Może i była wplątana w beznadziejny miłosny bluszcz. Może i było to zakochanie. Może i miłość. Albo coś na jej kształt. Nie ważne…czuła się z tym cholernie dobrze i nie chciała, i nie mogła pozwolić, aby cokolwiek mogło to zmienić.
Ucałował z namaszczeniem jej brzuch. Okolice pępka, po czym powiódł spojrzeniem na jej twarz. Pokręciła głową. Byli jak nastolatkowie. Na nowo odkrywali swe ciała. Czasami myśli. To znowu jak stare małżeństwo stanowili dla siebie oparcie. To znowu jak kochankowie…nie baczący na nic, oddający się przyjemności, rozkoszą zahaczającym o cielesność i głębię emocjonalną. By stawać się dla siebie wrogiem, w kłótniach o błahostki. W kłótniach o priorytety.
Sięgnęła dłonią i pociągnęła go za włosy. Nie, nie w akcie złośliwości. Było w tym więcej czułości niż można było po tym sądzić. Przyciągnęła, by zrównali się spojrzeniami i posłała mu pocałunek na odległość.
Sekundy toczyły się wolno. Czas płynął, lecz dla nich jakby stanął w miejscu. Świece spalone do połowy, poprzewracane kieliszki do wina, melodia z wolna zanikająca w tle ich szeptów. Odgłosy pocałunków jakimi wzajemnie obsypywali się kochankowie. Jego zatrzymujące się na jedną chwilę dłużej na szyi w miejscu tętnicy. Jej przygryzające płatek jego ucha. Jego i jej wzajemnie łączące się w miłosnym tańcu. To znowu dłonie. Jej zaciskające się na mocnych barkach, wbijające paznokcie w skórę. Pasja. Jego, błądzące po najdrobniejszej części jej ciała. Po piersiach, po udach, po brzuchu. Namiętność. Ich spojrzenia. Zachłanne. Chcące zapamiętać każdy szczegół. Ruchy ciała. Idealnie zsynchronizowane. Pasujące do siebie. Przepełnione żądzą i czułością. Szepty, westchnienia…a w tle sącząca się muzyka klasyczna chcąca zaglądnąć, zahaczyć chociaż o resztki świadomości.
A jednak, był to tylko i wyłącznie ich czas. Chciała aby trwał wiecznie…

2.
Ciemność. Pokój pokryty niezłomną ciszą i trudnym do wytrzymania spokojem. Słaba lampka migocąca na biurku rozświetlająca walące się notatki, papiery, dokumenty…wszystko dokładnie wertowane po tysiąc razy. Dokładnie przeglądnięte. Potem niszczone. Siedziała nachylona nad kolejną warstwą nic nie znaczących wypowiedzi. Coś zakreślała. Coś przepisywała. Coś wyrzucała lub układała na swoją modłę. Następnie błądziła palcami po klawiaturze komputera. Zapisywała szybko. Tak, jej palce czyniły cuda. Były szybkie jak błyskawica, lecz to efekt długich lat pisania. Nic wyssanego z mlekiem matki. Czuła ból karku. Jak niesamowicie znużone mięśnie dopominały się przerwy. A ona nie mogła. Po prostu pisała. Bywały dni, takie jak ten, że nie wychodziła. Zaszywała się w niewielkiej, wynajętej kanciapie i pisała. Nie pozostawała wtedy w mieszkaniu. Zbyt dużo osób mogło ją tam znaleźć i przeszkadzać. Tutaj była wolna od wszelkich zobowiązań. Po kilku takich dniach wracała jak z wakacji. Wypoczęta. Nabita nową energią i pełną siłą do działania. Nowymi pomysłami. Często też z nowymi informacjami godnymi tajnych detektywów.
Pukanie do drzwi wytrąciło ją z transu. Dziwne. Nie spodziewała się nikogo. Ba, nikt nie miał pojęcia gdzie jest. Za pokój zapłaciła z góry więc nie był to gospodarz. Włączyła się migawka. Uważaj, coś jej mówiło. Nie otwieraj. Blask lampy nie był mocny, okna zasunięte nikt nie musiał wiedzieć, że tu jest. A jednak ktoś pukał. Przypadek? Opuściła krzesło na którym siedziała tyle czasu. Rozprostuje kości, rozmasuje po drodze mięśnie. Poruszyła głową chcąc sprawić karkowi ulgę. Z blatu stołu podniosła nóż. Zwykły. Kuchenny. Uchyliła drzwi, lecz twarz nieznajomej persony kryła się w cieniu. Wytężyła wzrok, a dłoń rozluźniła uścisk na rękojeści noża.
- Andreas…? – wyszeptała ze zdziwieniem w głosie. Skąd on się tu wziął? Czego chciał?
* * *
Kubek gorącej kawy musiał wystarczyć. W takich miejscach nie liczyła nigdy na nic więcej. Zresztą przy pisaniu książki nawet nie chciała niczego więcej. Mocna kawa była wszystkim czego potrzebowała. Wyglądał jak zbity pies. Zdenerwowany. Nieswój. Wielki senator stał się taki…mały? Skruszony? Jak ją odnalazł? Zapewne była śledzona, mogła się tego domyślić, wszak tak wysoko postawiony człowiek miał swoje sposoby, tak samo jak ona miała swoje. Jednak…dlaczego tego nie zauważyła? Dlaczego poczuła się taka pewna siebie i zapomniała o jego chłodnym oddechu?
- Nie rozumiem. Jak mnie znalazłeś?
- Czy to jest teraz najważniejsze? Rito…Laylo…kimkolwiek jesteś. Musisz pomóc. Jesteś mi to winna. – nie była mu nic winna. Nie uczyniła nic, za co miałaby płacić. A jednak czuła potrzebę wejścia w tą sprawę. Książka zaczeka. Sensacja - nie.
- Zrobię to. Zajmę się tym…Możesz na mnie liczyć. Ale potem nasze drogi rozejdą się raz na zawsze. Bez długu. Bez zobowiązań.
- Niech będzie. – zgodził się niechętnie. – Jak zamierzasz tego dokonać?
- Mistrza nie pyta się o metody.

3.
Była chyba egoistką. Zazwyczaj starała się nie grzebać w swoich rozlicznych wadach, jednak dzisiaj było inaczej. Brzask poranku, który zahaczał promieniami o niedosunięte kotary w oknie dawał się we znaki i raził po oczach. Wszystko ją irytowało, a najbardziej jej własna osoba. Poruszyła się nieznacznie, aby nie zbudzić mężczyzny śpiącego tuż obok. Przynajmniej sądziła, że spał. Jego dłoń, która powędrowała delikatnie po odkrytych plecach przeczyła temu. Daj spokój, chciała powiedzieć. Chciała aby pozwolił jej zastanowić się nad kolejnym krokiem, lecz cały czas ją rozpraszał. Jak zwykle. Jak zwykle. Odwróciła się do niego gładząc ogorzały policzek. A jednak…
- Co się stało? – cisza, jaka była tak zbawienna została przerwana przez jego głos. Jakże śmiał zakłócać tą idealność chwili. Jej niezwykłą intymność, która już więcej nie powróci w takiej formie. A jednak zaskoczył ją. Czyżby zdołał poznać jej osobę aż tak dobrze. Czyżby wystarczyło tylko kilka tych krótkich tygodni, aby wejść z butami w jej duszę? To się nazywała chyba bliskość, wertowała słownik definicji w swej głowie. Nie potrafiła mu odpowiedzieć. Była szczera aż do bólu, a jednak jak mogła mu powiedzieć?
- Przecież widzę…- ciągnął. Nie wytrzymała. Zagarnęła pościel i usiadła zakrywając swoje ciało. Owszem, stało się, chciała wykrzyczeć, a jednak nie zdołała wydusić żadnego słowa. Wciąż milczała.
- Tak. – udało się. Przerwała swoje milczenie które zdawało się być katuszami dla jej…kochanka? Partnera? Towarzysza? Przyjaciela? Kim właściwie byli dla siebie?
- Musisz iść. To wszystko.
- Teraz? – był zdezorientowany. Nie wiedział, że na zawsze.
- Tak, teraz. Czy ja się nie wyrażam dosyć jasno? Musisz wynieść się z mojego życia inaczej ja to zrobię. – raniły. Wiedziała, że jej słowa raniły go, nie bardziej niż ją samą.
- Nie, nie mogę w to uwierzyć… - kręcił głową w niedowierzaniu. Ona też nie mogła pojąć, że się zdobyła na tak radykalny krok. Nie mogła.
- Musisz się wynieść nim spieprzę Ci życie. Kogo jak kogo, ale Ciebie nie chciałabym mieć na sumieniu. Gdyby Rio się dowiedział…
- A co on ma do tego?
- Zalazłam mu za skórę. Zrobi wszystko, aby się na mnie zemścić. Póki…póki nie załatwię z nim tej sprawy musisz zniknąć.
- A kto o Ciebie zadba? Kto się zajmie Tobą, kiedy Ty o tym zapomnisz?
- Musisz zająć się sobą…odnajdę Cię. Obiecuję. – mówiła prawdę? Sama nie była pewna.
Założył koszulę, spodnie, buty. Wstała.
- Chyba nie jesteś aż tak naiwna? – nie rozumiała go. Do czego się odnosił? Chyba nie był tak szalony? Objął drobną twarz swymi spracowanymi dłońmi. Czuła jak są twarde od fizycznej pracy. Jej były takie delikatne, takie małe. Patrzył w szkliste oczy. Czy to wszystko musiało być tak trudne? Miała być zołzą. Jędzą. Miał ją znienawidzić. Miał odejść trzaskając drzwiami. Miał zniknąć raz na zawsze. Dlaczego wszystko tak utrudniał?
W końcu zakończył ten akt. Podarował ostatni pocałunek. Ostatnie wspólne dotknięcie. Gest czułości. A potem ruszył. Zamknął drzwi, jednak nimi nie trzasnął. Została sama. W tle cichnących odgłosów jego kroków, opierała się o ścianę aż te w końcu ucichły. Na powrót została sama.

Mata Hari

1.
- Jesteś taki tępy, czy tylko udajesz? – zirytowana przeglądała notatki jakie ktoś zostawił jej na stole. Tępy, to bardzo delikatne słowo wobec tego, co myślała naprawdę. Mahoniowe biurko będące wyspą w gabinecie mogło pomieścić mnóstwo teczek, jeszcze więcej papierów. Na podłodze, tuż obok kosza stała niszczarka. Masywny fotel był teraz zajęty przez jej drobną sylwetkę. Mimo, że rozmówca stał nad nią wciąż potrafiła patrzeć na niego z góry. Jak to robiła? To zasługa rodziców…
- O co Ci chodzi? Sądzisz, że pozjadałaś rozumy? Idiotka…- westchnął. Dżentelmenem to on nie był. I miała go dość. Całkowicie chciała zostać odcięta od jego cholernej pępowiny, jakoby sądził, że jest bogiem w redakcji. A jednak to właśnie tutaj urodziła się na nowo. Jak larwa przeobraziła się w barwnego motyla. Motyla okraszanego wielkimi możliwościami. Motyla który mógł zabijać, który mógł odurzać, uwodzić…motyla, który potrafił przetrwać.
- Nie, mój drogi. To koniec. Nie rozumiesz? Nie potrafisz…- przerwał jej machnięciem dłoni.
- Zamknij się…- wyrzucił z siebie zduszonym głosem. Zdenerwowana aż wstała z fotela. Wiedziała do czego rozdrażniony dyrektor potrafił się posunąć. Jednak co miała zrobić, że miała inne zapatrywania na pewne sprawy? Że zdobywała takie a nie inne informacje? Była przez to gorsza? Rio był imperatywnym dupkiem, ot co.
- Spałaś z nim? – rzucił jej prosto w twarz. A więc o to chodziło? Sądziła, że sprawa wisi na włosku a jemu chodziło o jej życie intymne? Wiedziała, że w tym pytaniu kryje się więcej domniemań. Jakże w ogóle mógł…? Roześmiała się gorzko. Śmiał ją obrażać? Poniżać? Śmiał ją tak dewastować emocjonalnie? Obelżywy cham!
- Nie. I nie miałabym z tym żadnych problemów, gdybym pozwoliła sobie na odrobinę przyjemności w ramionach kogoś godnego. Kogoś takiego jak On, szczególnie, że jestem wolna. A co Twoja żona na twe liczne zdrady? Z Asari? Z sekretarką Lizą? Nie rozumiem…nie mogę pojąć, jak mogłeś popełnić tak brutalny czyn? Przyznaj się, nim sama na Ciebie doniosę. – zabił. Zamordował z zimną krwią. Nie miała pojęcia z jaką łatwością taka gorąca plotka wpadła w jej ręce. Nie miała pojęcia, że zbyt długie przyglądanie się tej sprawie okaże się być zmorą. Nie miała pojęcia, że jedna sprawa okaże się być powiązana z drugą. Doskonale wiedziała, dlaczego Andreas zgłosił się do niej. Wiedział, że mieszanie się w te wszystkie zagrywki, że wchodzenie w intrygi polityczne i zabawy pomiędzy wysoko postawionymi są dla niej wyzwaniem. Czymś bez czego nie może się obejść. Wiedział, że włoży kij do mrowiska czekając, aż przerażone i pełne wzburzenia mrówki ruszą na nią szturmem.
- Nie zrobisz tego. Prędzej Cię zabiję nim piśniesz choć jedno słówko. - Jaką siłę miała chęć posiadania władzy?
- Owszem, nie zrobię. Bo sam to zrobisz. – naciskała. Dyrektor nie miał pojęcia, że ich rozmowę podsłuchał jeszcze ktoś. Trójkąt w posiadaniu takiej tajemnicy nie zawsze był zdrowy. Czasami niósł więcej szkód niż pożytku…
* * *
- Przestań…mówiłam, że nie możesz na nic liczyć z mojej strony. – odsunęła się od niego zabierając teczkę. Przewertowała jej zawartość. Interesującą zawartość.
- Nie mogę wiecznie wszystko Ci dawać. Co ja z tego mam? – zapytał ponownie zbliżając się doń. Opuszkiem palca przejechał po bladym policzku.
- Wdzięczność. Masz moją wdzięczność. Nie zostaniemy kochankami. Nie pasujemy do siebie. – zaśmiał się rozbawiony. Czy tak miało być zawsze?
- Przeciągasz strunę, wiesz o tym? – w głosie zabrzmiało coś niebezpiecznego. Coś co kazało otworzyć jej oczy.
- Zawarliśmy umowę. Wiesz, że to, co jest w teczce mogłabym zdobyć sama. Oszczędzasz mój czas, a ja wzbogacam twoją kieszeń. Sądzę, że nic więcej nie jest potrzebne. – odsunęła się od niego poirytowana. - To może być nasze ostatnie spotkanie, skoro stajesz się taki drażliwy. Traktuj mnie bezpłciowo, albo z naszą znajomością koniec.
- Musiałbym być chory, aby taką kobietę traktować obojętnie. Sądzisz, że nie miałem cię na oku? Że nie wiem jaka jesteś…- twarz jej zastygła. Stężała. Ile wiedział? Jak bardzo grunt pod jej nogami stawał się grzęski? Szybko w głowie szukała wyjaśnień. Kolejnej bajki, póki wciąż się w nich nie gubiła.
- Co wiesz? – zapytała hardo unosząc podbródek. Musiała się dowiedzieć, a okazywanie strachu nie było jej mocną stroną. Zawsze stawiała wszystko na jedną kartę. Jak w pokerze. Jak w rosyjskiej ruletce. Ryzyko. Bez tego nie ma pikanterii w życiu.
- Senator Andreas. Z nim to jakoś się regularnie spotykasz…Rio mi zlecił, jeżeli już chcesz wiedzieć. – roześmiała się, lecz w dźwięku jej śmiechu zabrakło perlistej melodii. Było to jak zgrzytanie metalu o szkło. Przeraźliwe. Może nawet groteskowe.
- A więc dałam się wywieźć w pole. – potrząsnęła głową. Idiotka. Dała się podejść jak dziecko. Idiotka.
- Niekoniecznie kochanie, zawsze możemy zawrzeć układ. To przecież Twoja specjalność. – zaśmiała się głucho i ruszyła do drzwi. Nie zdążyła dotrzeć. Cholerne szpilki. Mogła jednak zmienić swoje nawyki i odstawić ekskluzywne odzienie na inne okazje, a nie na spotkania z łotrami najniższej klasy.
- Hola, hola! Panienko! – teraz to on był górą. Palce zacisnęły się na jej przedramieniu, a uścisk miał mocarny. Zostawiał sine ślady. Zagryzła zęby mocno je zaciskając.
- Puść…- Nie, nie zamierzał jej puścić. Wiedziała to po jego spojrzeniu. Czyżby Rio zlecił pozbycie się jej? Możliwe, a że Szakal nie był znany z posłuszeństwa chciał zagarnąć dla siebie jak najwięcej. Gdyby chciała się z nim targować miałaby wyśmienitą kartę przetargową, coś czego jej szef nie miał – kobiece ciało. A jednak coś kazało jej odmówić. Coś, jakby jej duma. Honor. Takie tam farmazony.
Szarpanina była nieunikniona. Oczywiście i to starcie musiał wygrać mężczyzna. Był silniejszy. Potężniejszy. Ona zaś krucha. Drobna. Czuje jak otrzymuje cios na odlew. W twarz. Warga krwawi przecięta sygnetem jaki nosił na palcu. Wciągnęła gwałtownie powietrze. Pierwszy raz w życiu otrzymała coś na co bynajmniej nie zasłużyła. Coś przed czym nie mogła uciec. Gorzka łza bólu popłynęła po policzku mieszając się z krwią. Owszem, była bezsilna. Bo jak paw panoszyła się bezbronnie po zakamarkach dla niej niedostępnych. Tak, w pewnym sensie była idiotką. Dotknął jej szyi. Właściwie objął jedną dłonią. Wystarczyło aby mocniej zacisnął. Usta zatkałby drugą dłonią. I po sprawie.
- A więc co z tym układem? – zapytał z szelmowskim uśmiechem. Skinęła głową wyrażając zgodę. Czyżby ugięła się pod naporem niebezpieczeństwa? A gdzie duma? A gdzie jej upór? Przesunął dłonią po jej plecach, a ona nawet się nie ruszyła wciąż czując na szyi jego stalowy uścisk. Przymknęła powieki. Raz, dwa…zaczęła odliczać sekundy by w końcu poddać się chwili i…uniosła nogę. Włożyła w ten cios jak najwięcej siły. Matka zawsze jej mówiła, że jeżeli kiedykolwiek nie będzie miała wyjścia ma celować w krocze. Pierwszy raz mogła jej podziękować za tą dziwną radę. Przydała się. Może nawet sam cios nie był tak paraliżujący jak zaskoczenie, które pozwoliło jej uciec zabierając po drodze więcej niż jedną teczkę…
* * *
- Nie dotykaj! – chciała go odepchnąć jednak nie miała siły.
- Krwawisz. Daj, spojrzę na to. – potrząsnęła głowę. Przyłożyła do rozciętej wargi opatrunek. Przycisnęła go mocniej, aby nasączył się karmazynem. To, że krwawiło nic ją nie obchodziło. Ból był jednak cholerny. Obrzęk będzie schodził przez kilka dni. A to było akurat zmorą.
- Boli? – zapytał kiedy w końcu pozwoliła mu zaglądnąć. Boli?
- Nie, jestem pieprzoną masochistką. Ból sprawia mi przyjemność…pewnie, że boli. Co się głupio pytasz?
- Spokojnie…-objął ją, kiedy głos jej zadrżał. Milczeli przez chwilę trwając w takim bezruchu. Jak rzeźby z marmuru. Wręcz idealni. Doskonali w swej wspaniałej niedoskonałości.
- Lepiej abyś poszedł, Andreas. Jesteśmy partnerami w tym jednym interesie. Nic poza tym…

2.
Upadła. Złapała się za piekący niemiłosiernie policzek. Czy w ostatnim czasie nie pakowała się za bardzo w tak brutalne igraszki? Cios był wymierzony tak mocno, że nie potrafiła utrzymać równowagi. Może to też efekt zaskoczenia? Klęczała na chodniku czując jak lekko metaliczny posmak krwi sączy się po jej wardze, a w ustach miała jej jeszcze więcej. Głowa spuszczona. Wyglądała jak największa przegrana, a nie jak kilka minut temu – milion dolarów.
- Patrz na mnie jak do Ciebie mówię. – warknął. Głos przesiąknięty złością i to spojrzenie kiedy jej ciemne oczy uniosły się ponad płytą chodnika, by spojrzeć w twarz oponenta. W jego źrenicach było tyle sadyzmu, tyle chęci zadania komuś bólu. Jakiegokolwiek. Cielesnego. Emocjonalnego. Widziała jak jego druga dłoń ściskała broń. Nie miała pojęcia co to. Nie znała się na tych wszystkich modelach. Nie to było dla niej najważniejsze. Wiedziała tylko, że jeżeli nic nie wymyśli to zginie. Zostanie zapamiętana jako ta, co pisała. Jako Nikita która nie obawiała się iść przed innymi. Jako przezabawna towarzyszka wszelakich spotkań. A potem to wszystko zniknie. Weź się w garść, próbowała się pozbierać, a wiedziała, że wszystko zaczyna się w głowie. Że to właśnie mechanizm, który odpowiada za cały organizm i jego funkcje.
- Przyznaj się. To Ty podrzuciłaś dokumenty na mój temat. To zdrada….- schylił się aby zapewne ponowić cios, albo coś wymruczeć przy jej twarzy. Nie czekała na jego kolejny ruch.
- To nie byłam ja…. – wyrzuciła w gniewie. Przerażenie roztopiło się jak lód na słońcu, a powróciła dawna Layla. Odważna. Pewna siebie. Co jak co, ale mimo wszystko miała swoje zasady, a zdrada własnego dyrektora gazety nie była godna jej zachowań. Potrafiła radzić sobie w inny sposób. Owszem, prowadziła swoje własne dochodzenia. Zbierała dane. Zapisywała. Czasami niszczyła. Nigdy jednak nikt nie mógłby znaleźć u niej w mieszkaniu żadnej teczki. Zbytnio się pilnowała. Miała świetną pamięć. Taką fotograficzną. A wszystko, to co musiało być zapisane chowała na dyskach. Potrafiła zadbać o swój tyłek jeżeli tego potrzebowała. Lecz zdradzić? W imię czego?
Odsunęła się tuż pod ścianę, by nie zdążył zadać jej kolejnego bólu. Teraz i tak musiała doprowadzić się jakoś do porządku. Wstała.
- I co? Sądzisz, że uwierzę? Jesteś taka jak wszystkie! Kłamliwa Modliszka! Dziwka! – wręcz krzyczał, by potem nagle umilknąć. Stłumiony odgłos przeszył powietrze a potem przedostał się przez materię odzienia, przeciął skórę, aby wbić się głęboko w ciało. Drgnęła. Czerwona plama krwi rozlała się po jasnej marynarce, a ciało mężczyzny upadło. Osunął się na kolana wbijając w nią oczy z pewnym wyrzutem.
Teraz była spokojna. A Modliszka? Tak, słowo zabrzmiało intrygująco i wiedziała, że wykorzysta je w swojej książce. Na spuchniętej lekko twarzy zakwitł uśmiech. Wygranej? Czyżby oczekiwała takiego obrotu sprawy? Czyżby wszystko poszło zgodnie z planem?

3.
- Dobrzy szachiści myślą pięć ruchów do przodu. – usłyszała. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Miał rację. Jak zawsze. Ale i ona nie zamierzała ustępować w tej rozmowie. Była wszak pasjonatką tych wszystkich gier słownych. To zapewne ich ostatnie spotkanie. A szkoda. Zawsze myślała o nim, właściwie o nich, z sentymentem. Z uśmiechem na twarzy. Tyle razem przeszli. Bez wątpienia był ku temu cel. Ich własny. A teraz? Wszystko gdzieś odchodziło.
- Zaś wybitni szachiści myślą jeden ruch do przodu, ale to zawsze jest dobry ruch. – roześmiał się. Zawsze to samo. Potrafiła zagiąć doborem słownictwa. Inteligencją . Była kreatywna. Taka osoba byłaby bardzo intratna…bardzo.
- I co teraz zrobisz?
- Jak zwykle. Udam się przed siebie. – nie miała pojęcia co zrobi. Nie miała pojęcia jak sobie poradzi. Zawsze gdy odczuwała uzależnienie od drugiej osoby coś musiało się psuć, coś musiało stawać na drodze. Może nawet była od tego uzależniona. Uzależniona od bycia uzależnioną. To w ogóle nie trzymało się spójności. No i jeszcze była jej kariera. Teraz, kiedy tak bardzo potoczyła się do przodu. Kiedy kilka interesujących artykułów wysunęło się spod dłoni Nikity wiedziała, że stać ją na jeszcze więcej. A to już kolejne ryzyko. I wiedziała, że bez wątpienia je podejmie. Bycie dziennikarzem weszło jej w krew. Bycie dziennikarzem-detektywem jeszcze bardziej. A bycie współczesną Mata Hari, lepiej zaznajomioną z możliwościami, z konsekwencjami…tak, to był jej chleb powszedni. No i w końcu dokończy swoją powieść. Ileż czasu już nad tym siedzi? Ile nocy zarwała?
- Powiedz mi tylko, jak to robisz, że zawsze udaje Ci się osiągnąć to, czego pragniesz? Jako kobieta masz łatwiej. Inteligenta. Otwarta na nowości i wyzwania. Piękna. Drapieżna…
- Przestań, bo się zarumienię i osiądę na laurach. – ostatecznie zamknęli wspólnie rozdział jaki spędzał im sen z powiek. Ona spłaciła swój niby dług, choć do końca nie miała pojęcia skąd się wziął. On zaś wiedział, że tak naprawdę koniec okaże się dla niej początkiem.
- Jak to robisz? Uchyl rąbka tajemnicy. – zapytał. Musiał po prostu wiedzieć.
- To proste… Zawsze jestem dwa kroki przed katem. – pisarka odstawiła kubek z mocną kawą. Na dziś koniec. Ale jutro było przed nią i stało otworem.

Spisane wyżej wydarzenia miały miejsce na Ziemi.
Ekwipunek:
- Taser (paralizator);
- Omni-klucz.

Środek transportu:
- Brak.

Dodatkowe informacje:
- Zaczytuje się w książkach. Najchętniej sięga po thrillery oraz książki z nutą dreszczyku emocji. Tanie romansidła odpadają;
- Pozwala sobie na elegancję i blichtr poprzez kupowanie koronkowej bielizny i drogich perfum;
- Wydała powieść „Anonim” a po godzinach pisze kolejną i bezsprzecznie daje się porywać…do tańca;
- Ma szybkie i zręczne ręce. Przydaje jej się to zarówno podczas pisania, jak również podczas mniej prawych czynności;
- Tango i flamenco wywarły na niej tak wielkie wrażenie, że stały się one dlań wielką namiętnością;
- Uwielbia słodycze, truskawki, dobre wino i szampan. Oczywiście nie łączy wszystkiego na raz.
ObrazekObrazek

Wróć do „Baza danych”