Powiązań z Peterem Yokalim nie było żadnych. Prawdę mówiąc, zapomniała o istnieniu mężczyzny. Dopiero wejście na Venus, spacer po pokładzie i obecność komandosów na czele z przydzielonym jej Widmem, przywołało wspomnienia sprzed ponad roku, kiedy czysty przypadek, bądź inne zrządzenie losu przecięły jej drogi z samozwańczym Piotrusiem Panem. Incydent ten być może wcale nie zakorzeniłby się tak głęboko w jej pamięci, gdyby nie fakt, że pomimo wszelkich, karygodnych czynów, Yokalim wziął pod opiekę bezpańskie, porzucone dzieciaki z ulicy, gdzie najprawdopodobniej zgniłyby i w przyszłości zwiększyły liczebność albo Omegi, albo Układów Terminusa.
Nie marnowała czasu. Nim na dobre opuścili Mgławicę Węża, Iris usiadła do niecierpiących już większej zwłoki obowiązków w towarzystwie Basset. Miała kawę i swoją niezawodną asystentkę pod ręką. Tyle wystarczyło, aby nadrobić zaległości. Praca, skutecznie zaprzątała jej myśli na najbliższe, długie godziny. Robiła krótkie przerwy, aby dać odpocząć oczom i nieco przewietrzyć głowę pełną od kolejnych dokumentów. Spacerując po prywatnej kajucie, zdała sobie sprawę, że w ferworze przygotowań zapomniała zadbać o świeże kwiaty. A kiedy raz weszła do mesy po kolejną z rzędu kawę, uśmiechnęła się widząc Widmo sączący gorący napój dostosowany do jej fizjologii. Poprosiła Anyę, aby w miarę możliwości Kryik nie była ograniczona procedurami dobrze wyglądającymi na papierze, aczkolwiek nie mającymi żadnego zastosowana w rzeczywistości.
Składając ostatni podpis i autoryzację, z zaskoczeniem stwierdziła, że to już? Resztę podróży spędziła czytając wyciągnięta na poduszkach w punkcie widokowym o bieżących sytuacjach, zwłaszcza doniesieniom na temat wojny i SST. Od tej długiej, a także trudnej lektury oderwała się dopiero, kiedy usłyszała w komunikatorze zapowiedź, iż zbliżają się do celu.
Była gotowa odegrać swoją rolę.
Wystawiła twarz do słońca, ciesząc się pogodą na Asterii. Uważnie słuchała gubernator, jej entuzjazm udzielał się Iris. Była pod wrażeniem jak wszystko tutaj dobrze funkcjonuje. Patrzyła się na kolonie, która przynajmniej w jej oczach, była naprawdę piękna. Z czerwonymi wypiekami, skryła się w cieniu, gdzie mogła swobodnie porozmawiać z nieco speszonymi członkami lokalnej społeczności. Nie chciała nikomu przeszkadzać w pracy, nie mniej doceniła, gdy w zamian za pomoc w oberwaniu rośliny z małych, zielonych, kwaśnych owoców, paru uchodźców podzieliło się z nią swoimi historiami. Jeszcze przed kolacją, poprosiła o próbki kilku ziaren, z których widziała jak z czasem i w dobrych warunkach, wykiełkowały drobne rośliny. Brakowało jej żywej zieleni, ta sztucznie hodowana w Prezydium nie umywała się do krajobrazów zapamiętanych z Ziemi i tych, obecnych tutaj. Odlatywała w stronę Horyzonu z myślą, że Ni'ara powinna być stawiana za wzór dla wielu innych gubernatorów. Subiektywną opinię, odnotowała w raporcie palcami Basset.
Mundury kadetów od razu rzuciły się jej w oczy po krótkim spacerze z doków do gubernatury. Uścisnęła dłoń Myersa, zastanawiając się, czy mężczyzna był dobrze przygotowany, czy zwyczajnie wszystkich gości częstował kawą ze swoich upraw. Była ciekawa Horyzonu, minęło wiele lat odkąd odwiedziła kolonie po raz ostatni. Zmianom, przyglądała się najpierw z wysokiego tarasu, następnie bezpośrednio. Z ulic kolonii. Znacznie więcej czasu, niż było to zaplanowane, spędziła w biurze werbunkowym rozmawiając z tymi, którzy lada moment mieli wylecieć stąd na Ziemie, jak i z nowymi rekrutami. Poprosiła gubernatora, aby przesłał szczegóły swoich starań Basset. Jeżeli Anya po przeanalizowaniu stanowiska jednej, i drugiej strony uzna, ze faktycznie dobrze byłoby przyspieszyć wniosek horyzontu o GARDIAN, dysponowała nazwiskami, do których mogłaby się zwrócić pociągając za sznurki innych, nieoddanych jej przysług.
W drodze na Venus, przejrzała pocztę posortowaną przez Basset. Zaczynała powoli odczuwać skutki kilkugodzinnej czujności oraz najwyższych obrotów, miała jednak przed sobą wizję kilku, wolnych godzin. Uśmiechnęła się do swoich myśli, słysząc zamieszanie za jej plecami, obejrzała się, aczkolwiek dostrzegła wyłącznie ramie jednego z komandosów, który oddzielał ją od tego, co miało miejsce w doku.
- Coś się stało? - dopytywała, lecz nie zamierzała się zatrzymywać, ani utrudniać Widmu zadania. Jej nerwowość, którą starała się ukryć pod płaszczem profesjonalizmu, skutecznie przekonały Iris, aby przyspieszyć kroku. Była już w śluzie, kiedy czyjś ostry głos, przebił się przez zamieszanie. Usłyszała jego słowa, drgnęła, zadzierając głowę. Czy aby na pewno mówił do niej? W ułamku sekund, nagle ciasnym kokonem otoczyli ją wszyscy komandosi spodziewając się.... Farby?
Z niedowierzaniem, starła czerwoną maź z policzka. Przyglądała się własnym dłonią, próbując połączyć fakty. Coś jej umknęło. Najwidoczniej coś istotnego. Nim jednak w jakikolwiek sposób zareagowała na to, co właśnie miało miejsce, została wciągnięta przez komandosów na korwetę. Podnosząc spojrzenie, napotkała wzrok niedowierzającej Anyi.
- Ponoć czerwień zalicza się do modnego koloru w tym sezonie - skrzywiła się, pocierając dwa palce o siebie, aby wyczuć strukturę lepkiej farby.
- Widmo Kryik - zwróciła się do turianki, która stojąc obok, wydała się być najbardziej czerwieńsza z całego towarzystwa. - Myślę, że nawet żaden margines błędu nie zakładał ataku farbą. Nie masz za co przepraszać. Zastanawia mnie tylko skąd ta otwarta wrogość. Oczywiście wszędzie spotkasz się z opozycją, ten jednak miał tupet - cmoknęła. Potrzebowała prysznica. A najlepiej długiej kąpieli, lecz na tą raczej w najbliższym czasie nie liczyła. Przynajmniej nie na statku.,