IRIS, CHARLES (x2)
W rozmowie nastąpiła chwila przerwy, gdy kelnerka przyniosła jedzenie. Rozstawiła naczynia przed całą trójką i oddaliła się życząc smacznego, dopiero wtedy Striker podjął wątek i dokończył swoją historię. Zhu słuchał go uważnie żując kęs posiłku, a gdy opowieść dotarła do pojawienia się Radnej na odprawie, chińczyk ze śmiechu o mało co nie udławił się przełykanym właśnie jedzeniem.
-
Jezu, ona zawsze taka odklejona od rzeczywistości? - zarechotał, gdy nic już nie blokowało mu oddechu -
Maskotka Rady, pozostali pewnie mają z niej bekę... Wojna, wybuchające przekaźniki a ona zamiast tym się zajmować wysyła ludzi na prywatną misję? Aż dziw, że Przymierze jej słucha... - pokręcił głową, wciąż się śmiejąc. Po chwili nieco spoważniał, ale wesołe iskierki wciąż błyszczały w jego oczach. Gdy otwierał usta by coś odpowiedzieć, w słowo weszła mu
doktor Rutheford ze swoim podsumowaniem barwnej opowieści Strikera.
Uśmiech zniknął z twarzy chińczyka. Pałeczkami podniósł do ust kolejny kęs i żując go, z poważną twarzą i lekko ściągniętymi brwiami obserwował swoich rozmówców, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
-
Największą bombę zostawiacie na koniec, co? Czemu od tego nie zaczęliście? - mruknął w końcu po przedłużającej się ciszy. Pochylił się ku nim, zerknął na kelnerkę i pozostałych klientów restauracji sprawdzając, czy są odpowiednio daleko i odezwał się ponownie, tym razem poważnym, ściszonym głosem -
Nie wiem gdzie jest Kate. Pies drapał tego całego Fela, ale jeśli jej szukacie to być może wam pomogę, ale na moich warunkach - zerknął na swój talerz i stwierdziwszy, że zjadł już wystarczająco, odsunął go nieco od siebie -
Mówiłem wam, że przed wojną czasem sprzedawałem informacje dla waszych szefów - skinął lekko głową, jakby twierdząco odpowiadając na niezadane pytanie -
Kate... znaczy Katherine Stewart była moją łączniczką. Krótko po tym gdy zaczęło się zamieszanie i pojawiło się SST... może kilka dni później - urwał się z nią kontakt. Przestała odpowiadać i myślę, że ktoś ją namierzył, dlatego uciekła i siedzi cicho. Jeżeli SST jej nie dorwało, to jest gdzieś na Watson i się ukrywa, bo terminusowcy mają w ręku porty we wszystkich sektorach, więc ucieczka z planety może być trudna. Chociaż mówimy o Kate, więc... - uniósł brew dając do zrozumienia, że “wszystko jest możliwe” -
Więc skoro jesteśmy ze sobą szczerzy, to chcę wiedzieć w jaki sposób przekaźnik może wam pomóc. Chodzi o usunięcie jej danych i wymazanie jej obecności tutaj czy pomoc? Na serwerach jest coś, co pozwoli ją znaleźć? Jej lokalizacja? Cokolwiek? - wstrzymał powietrze i wypuścił je powoli, wyłuskał z kieszeni paczkę papierosów, poczęstował oboje rozmówców, sam zapalił jednego i zaciągnął się głęboko. Przez smugę dymu patrzył na Iris, by w końcu się odezwać raz jeszcze -
Mój warunek jest prosty. Jeżeli chcecie ją odszukać i odnaleźć, to idę z wami i z radością wam pomogę. Ta kobieta to skarb. Ale jeżeli chcecie się jej pozbyć albo ją wymazać, to działacie na własną rękę, ja was nie znam i guzik mnie obchodzi kto i kiedy was odstrzeli.
MARSHAL, REBECCA, ALEXANDER
Już po przekroczeniu progu mogli z łatwością się zorientować, że nazwa hotelu “Niebiański Pałac” była nadana bardzo na wyrost, a “na wyrost” pozostawiało w tym przypadku dość spory dysonans między oczekiwaniami a rzeczywistością. Z zewnątrz kolorowy, oświetlony neonem i lampionami, wewnątrz jednak nie było nic, co mogłoby się z pałacem kojarzyć - chyba, że mowa by była o jego lochach. Niewielki hall nawet nie usiłował wyglądać na zachęcający do zatrzymania się tu na dłużej, sofa stojąca pod jedną ze ścian obok cudnie zielonej, wysokiej, palmowatej roślinki wyglądała tak, jakby pochodziła jeszcze sprzed Wojny Pierwszego Kontaktu i od tamtej pory była codziennie intensywnie używana. I na pierwszy rzut oka nie wyglądała na wygodną. Nie było recepcji jako takiej - w ścianie widniał tylko szeroki, półkolisty otwór przesłonięty metalową kratą, za którą, po drugiej stronie kontuaru, siedziała mocno podstarzała azjatka o białych jak mleko włosach, a ilość zmarszczek na pergaminowej skórze jej twarzy przewyższała chyba wszystko, co cała trójka do tej pory widziała. Ciężko było także odgadnąć jej wiek - mogła mieć zarówno sześćdziesiąt jak i sześćset lat, ale jej oczy żywo błysnęły zza półprzymkniętych powiek, gdy dostrzegła wchodzących do środka klientów.
-
To jest hotel robotniczy, panie ładny - odezwała się staruszka wysłuchawszy Marshalla -
Dwuosobowe pokoje. Mogą być z terminalem. Restauracje są przy ulicy, a basen jedynie pod łóżkiem, jeśli wyrazicie takie życzenie. Reflektujecie? Płatność tylko gotówką, z góry. Plus kaucja. I jak coś zniszczycie to z kaucji potrącam - w jej dłoni pojawiły się dwie karty kodowe do pokoi hotelowych, oznaczone numerem 56 i 57.
Zaskakująco apetycznie wyglądające, przynajmniej jak na skromne warunki niewielkiego stoiska jedzenie zamówione przez Alexa zostało zapakowane w kartonowe pudełka i wręczone mężczyźnie - tutaj niemal nikt nie jadł na miejscu, zresztą nie było do tego warunków. Kiosk jedzenie sprzedawał, ale miejsce do konsumpcji trzeba było już znaleźć samemu, dlatego Alex bez wahania ruszył za resztą do hotelu. Gdy Marshall rozmawiał z recepcjonistką, lokalna sieć odsłoniła przed
Finnem wypełnione kolorowymi reklamami witryny informacyjne, w których niemal wyłącznie królowały chińskie znaki. Nie było to problemem, oprogramowanie omni-klucza natychmiast tłumaczyło całe strony na bardziej czytelny format, jednak uświadamiało, że tutejsze społeczeństwo było jednak zamkniętą, nieco hermetyczną kolonią żyjącą według własnych zasad.
Informacji było wiele - zarówno dotyczących negocjacji z SST w zakresie współpracy, nieco doniesień o postępach budowy i rozwoju infrastruktury zarówno w Luzhou jak i innych miastach chińskiego sektora, o sytuacji na granicy z sektorem amerykańskim i europejskim, nielegalnych migrantach próbujących ją przekroczyć, czy wreszcie zupełnie błahe informacje - wywiad z Wen Jiabao, który w loterii wygrał niedawno pół miliona kredytów albo reklamy zbliżającego się koncertu artystki młodego pokolenia, podczas którego jej zespół korzystał będzie z tradycyjnych chińskich instrumentów. Były także reklamy, których poszukiwał - najbliższa wypożyczalnia skycarów i ścigaczy znajdowała się nieopodal, zaledwie kilka ulic od “ich” hotelu, chociaż proponowane tam ceny mogłyby przyprawić o ból głowy chyba każdego kto znał ceny obowiązujące na Cytadeli.
Sadie koncentrowała się na rozmowie z ich kontaktem. Ten z ociąganiem i niechęcią próbował się wymigać od zaproszenia sugerując, by to oni pofatygowali się do jednego z barów, skoro mają do niego jakiś interes. Gdy jednak usłyszał o gratyfikacji za swoje usługi zmienił front i po chwili zastanowienia mruknął tylko, że “wkrótce się zjawi”. Pozostawało czekać.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDeadline: Wtorek, 24.01, EOD