[h3]VIKTOR[/h3]
Anya była pomocna i kompetentna - zaaranżowany dla sierżanta transport czekał na niego w dokach Wieży Cytadeli. Na pokładzie promu odnalazł czekające na niego uzupełnienie zasobów, zapakowane w oryginalną folię, zamówione z polecenia Basset i dostarczone przez anonimowego kuriera. Przy wejściu do środka napotkał salarianina. Był ubrany w pancerz typowy dla medyków polowych i gdy Karajev nadchodził, uniósł na niego spojrzenie znad swojego omni-klucza. Skin
ął mu głową, pochylając się nieco i wpuszczając sierżanta przodem do promu.
-
Horhe Tann. Zaszczyt wielki, mogąc z wami pracować, sierżancie - wypluł z siebie słowo po słowie. Salarianie mówili szybko, konkretnie, a ich wątki przeplatały się ze sobą w myślach, gdy skakali od jednego do drugiego, często nie dając przestrzeni na odpowiedź lub wtrącenie. -
Zapewnię wsparcie medyczne oraz techniczne. Cel - Diego Rodriguez. Cywil, domniemanie ranny. Ostatnio widziany w dystrykcie Doru, Omega. Czas nagli, ruszajmy.
Uderzył dłonią w panel przy ścianie śluzy, wymuszając na drzwiach zamknięcie i szybką dekontaminację. Gdy ciśnienie się wyrównało, druga para drzwi otworzyła się przed nimi, wpuszczając ich do przestrzeni ładunkowej promu.
Pojazd nie posiadał żadnych oznaczeń. Miał wzmacniany pancerz i potężny napęd, dzięki któremu dotrą do Przekaźnika Masy możliwie najszybciej - oraz w całym kawałku. Nie miał jednak sensownych broni. Przypominał prom desantowy, jakiego używano do zrzutu żołnierzy na pole walki - tylko, że wyglądał anonimowo.
Ku potencjalnemu zaskoczeniu Viktora, Horhe ruszył do wydzielonego nieco kokpitu, zasiadając w fotelu pilota.
-
Proszę się nie martwić. Autopilot ewakuuje was z pola walki jeśli polegnę. Naturalnie, tego byśmy nie chcieli - zarechotał pod nosem, przełączając kilka przycisków w kokpicie. Prom zadrżał lekko, gdy napęd budził się do życia. Na radarach i systemach komunikacji pojawiły się zielone kontrolki, gdy niemal natychmiast otrzymali pozwolenie na wylot prosto z kontroli Wieży Cytadeli. -
Minimalna załoga. Tajna misja. Anya mnie wdrożyła. Szykujcie się na podróż, towarzyszu.
Wskazał Viktorowi fotel obok, który oferował dość majestatyczny widok. Okna promu były ogromne w kokpicie, co z pewnością było pewnym poświęceniem jego integralności, za to oferowało majestatyczny widok. Fioletowe obłoki Mgławicy Węża otulały ich prom, gdy kierowany przez Tanna wysunął się z wąskiego doku. Rozpostarte ramiona stacji mignęły im przed oczami, nim salarianin obrócił pojazd, kierując ich do rubieży układu i znajdującego się tam Przekaźnika Masy.
Podróż była długa i mozolna. Widoki kosmosu ustąpiły błękitnemu promieniowaniu Czerenkowa i odległym, groźnie połyskującym radiacją pulsarom, gdy podążali korytarzem pozbawionym masy. Salarianin nucił pod nosem melodię graną w radiu, odchylając sobie nieco fotel i zajął się czymś na swoim omni-kluczu przez większość drogi.
-
Jaka strategia, sierżancie? - spytał, gdy ich podróż chyliła się ku końcowi. -
Otrzymamy lokalizację gdy wejdziemy w zasięg boi komunikacyjnej. Czy mam zostać na promie, czy udać się z tobą?
[h3]DIEGO[/h3]
Rozpoznał Omegę po zapachu.
Podłoga drżała, wzmagając jego migrenę, gdy do nozdrzy dotarł zapach smaru połączony z unoszącym się wokół dymem. Do uszu dotarła odległa muzyka, gwar ludzi ignorujących jego leżące na ziemi ciało. Gdy udało mu się uchylić powieki, dostrzegł, że leżał pod ścianą jakiegoś budynku prosto na brudnej posadzce stacji. Jego ubrania, niegdyś czyste, wyprasowane i eleganckie, brudne były od własnej krwi, błota i podejrzanej, lepiącej się, czarnej mazi. Zagrzebany w leżących wokół śmieciach, czuł smak własnej posoki w ustach, metaliczny, nieprzyjemny.
Jego złamane żebra piekły żywym ogniem, a zwichnięty bark, na którym leżał przez tak długi czas, tępo kłuł. Podbite oko otwierało się z trudem, gdy usiłował zorientować się w swoim położeniu. Ciało nie chciało się ruszać, wolało tkwić - tutaj, wokół rozrzuconych, metalowych części, wśród innych, zapomnianych przez świat śmieci. Ale umysł budził się powoli z letargu, wyrywał z okowów zmęczenia i braku przytomności, krzykiem nakazując mu się ruszyć z miejsca.
Wiedział, że jeśli tutaj zostanie, umrze.
Jego bezpieczeństwo było chwilowe, a nawet umowne. Nie znał tej części Omegi, ale rozumiał, że znajdował się daleko od bardziej cywilizowanego centrum. Oznaczenia na ścianie pokazały mu, że znajdował się w dystrykcie Doru - tym leżącym w głębi stacji, położonym blisko jej systemów. Mijający go ulicami ludzie byli robotnikami, odpoczywającymi po swojej zmianie lub śpieszącymi się na początek następnej.
Słyszał w oddali odgłosy targu, a może nawet jakiegoś klubu. Chwiejącym się krokiem ruszył korytarzem naprzód, wiedząc, że potrzebuje pomocy medycznej, jeśli ma dotrzeć do jakiegoś miejsca, z którego wezwie pomoc. Nie posiadał przy sobie niczego, nawet omni-klucza. Każdy nieznajomy był potencjalnym oprawcą, łypiącym na niego nieprzyjemnym spojrzeniem. Każdy róg mógł przynieść niebezpieczeństwo, a każda minuta zwłoki mogła przynieść śmierć.
Trafił do pierwszego, otwartego na świat zewnętrzny budynku. W środku paliło się nieprzyjemne, żółte światło. Dojrzał drzwi kierujące do różnych pomieszczeń, oraz recepcyjną ladę na środku. Stojąca za nią kobieta była młoda, ubrana w uniform. Jej twarz przykryta była dekoracyjną maską, która musiała pomagać jej ukryć swoją tożsamość w tym miejscu, w którym zmuszona była pracować. Gawędziła z kimś przez komunikator nim dostrzegła, jak zbliża się w jej stronę.
-
Stój! Co robisz? Kim jesteś? - krzyknęła w panice, przerywając połączenie z kimkolwiek, z kim rozmawiała wcześniej. Odsunęła się od lady na krok, rozglądając przerażona dookoła, szukając czegoś pośpiesznie. Na jej uniformie tkwiła holograficzna plakietka z imieniem Nadia.
Znajdując to, czego szukała, wydobyła spod lady broń. Ciężki pistolet wydawał się wielki w jej drobnych dłoniach, którymi wycelowała go lufą w stronę obcego.
-
Stój! Jak boga kocham, strzelę! - krzyknęła ostrzegawczo, ale jej ręce dzierżące pistolet się trzęsły. -
Nie chcę tu żadnych kłopotów, a ty wyglądasz, jakbyś miał ich w cholerę. Wynoś się!