5 sty 2013, o 23:30
On był gotów zrobić to nawet dzisiaj. Chociaż nie, wróć... Po krótkim przemyśleniu sprawy i zaciśnięciu parę razy dłoni na jej wdziękach, doszedł do wniosku, że dziś zdecydowanie odpadało. Za nic nie oddałby tej chwili. Teraz liczyła się tylko ona, wraz z nim w łóżku, nago. I mimo, że bardzo mu się śpieszyło, by w świetle wszelkich praw, mieć ją już tylko dla siebie, to w tej chwili, śpieszyć się jeszcze nie zamierzał. Jego zajęcie wymagało od niego czegoś innego, od pośpiechu. Na jej słowa już tylko zamruczał niczym rasowy lew. Teraz jednak bawił się w króla łóżka, a nie zwierząt.
Jej podniecające jęki tylko dodawały mu animuszu. Czerpał z niej całymi garściami, wodząc dłońmi po jej boskim ciele. Tak, była jego boginią i jako jej wyznawca, miał zamiar złożyć jej odpowiednią cześć. A składał ją długo, stanowczo i coraz intensywniej, napierając swoim umięśnionym ciałem, na tę kruchą istotkę, którą tak wielbił. Stanowczość z jaką to robił sprawiała, że oboje poruszali się w rytm jego ruchów. Ocierając się nie tylko o swoje ciała, ale i już całkiem mocno skotłowaną pościel pod nimi. Bezwstydnie złapał ją za pośladek i przycisnął mocniej do siebie. Chwycił jak swoją własność. Była jego i tylko jego.
Gdy ich oddechy w równym stopniu nabrały chaotyczności, a serca zaczęły bić jednym rytmem, wygiął plecy, by usta mogły dotrzeć do jej niewielkich ale jędrnych piersi, które tak uwielbiał, nie chcąc całować żadnych innych. W tym czasie same biodra odwalały większą część roboty, pracując niemal u kresu swej wytrzymałości. Zabawa trwała jednak wciąż, dając im czas by się sobą nasycili. Bruce jednak wrócił do ust swej ukochanej, całując ją bez opamiętania. Wtedy to ruchy jego bioder przyśpieszyły, czując zbliżający się finał. Dłoń na jej pośladku zaciskała się raz po raz, dociskając jej biodra jeszcze mocniej do niego. Na moment przed finałem, oderwał na chwilę od niej usta, by wejrzeć w jej oczy, wysyłając niemy przekaz o miłości i pełnym oddaniu jej. W następnej już sekundzie wstrzymał oddech, by już po chwili wypuścić głośno powietrze, opadając całkiem na Ann. Oddychał ciężko i nie ruszał się. A może umierał?