-
Urlop na Cytadeli - uśmiechnęła się. -
Rozumiem. Byłam na Omedze kiedyś - rzuciła od niechcenia, jakby wcale nie miała tam nie tak dawno zlecenia, które prawie poskutkowało wypuszczeniem oszalałej WI z podwodnej bazy i przejęciem wszystkich statków Przymierza. Jakby nie czekała tam na nią zgraja najemników, gotowa za obiecaną sześciocyfrową kwotę wpakować ją z powrotem do klatki Hounda. -
Jest... specyficzna. Lubię ją czasem odwiedzać, ale nie chciałabym tam zamieszkać.
Jednak mimo wszystko lubiła miejsca czyste i niewypełnione takim syfem, jak uliczki Omegi. Tam było zbyt wielu takich jak ona, każdy więc pilnował omni-klucza, kieszeni, torebek. Nawet po pijaku w barach ludzie orientowali się co się wokół nich dzieje, bo tak to tam funkcjonowało: przy odpowiednim ogarnięciu samemu się wybierało, z której strony łańcucha pokarmowego stacji się tkwiło. Irene wolała być na górze.
Cytadela była porządna, ale oferowała taki sam tłum, jak Omega. W końcu centrum galaktyki, każdy choć raz tu był, a jeśli nie był, to na pewno kiedyś chciałby ją odwiedzić. I wystarczająco wielka, by zapewniać anonimowość. Co prawda Irene jeszcze nie potrzebowała się ukrywać, ale podejrzewała że nie stanowiłoby to tu problemu, gdyby przyszło co do czego.
-
Bardziej... emocjonujące - zaśmiała się. -
Nie lubię się nudzić - chęć podzielenia się szczegółami przeszła jej tak szybko, jak się pojawiła. -
Jaką działalność chciałbyś założyć? Też firmę ochroniarską? Źle ci się pracuje pod kimś innym, czy po prostu znudził ci się firmowy tatuaż?
Być może dała do zrozumienia, że wie zbyt wiele, ale z drugiej strony to nie była jakaś straszna tajemnica. Wystarczyło zobaczyć członka Błękitnych Słońc bez koszulki, by wiedzieć, jak ich znakują. A ona swojego dawnego znajomego widywała nie raz, w końcu mieszkali ze sobą. Swoje też jej opowiedział i rozumiała, jak to działa. Przez moment zastanawiała się nad tym, jak wyglądają tatuaże na skórze drelli, ale Deriet wybudził ją z zamyślenia, podając jej szklankę z alkoholem.
Zakręciła nią, wpatrując się niepewnie w przejrzysty płyn i uniosła na niego rozbawione spojrzenie.
-
Nie wiem jakie masz pojęcie o ludziach, ale zwykle... nie pijemy w ten sposób - pół szklanki wódki to nie było coś, co Irene by przeżyła. Wiedziała o tym doskonale, znała przecież swój organizm. -
Jeśli chcesz, żebym wyszła stąd o własnych siłach, to znajdź mi coś do popicia, proszę - zaśmiała się. Jej omni-klucz zapikał cicho. Uniosła przedramię i otworzyła wiadomość, a po przeczytaniu rozpromieniła się. -
Przepraszam na moment, muszę odpisać.
Zdjęcie spokojnej plaży świadczyło o tym, że Hearrow skończył już swój przydział i ma chwilę przerwy. Zresztą potwierdziła to wiadomość, którą napisał. Krótka, treściwa. I wracał. Irene dawno nie cieszyła się tak z czyjegoś powrotu.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąMówiłeś, że zabierzesz mnie gdzieś, gdzie jest zimno. Jeśli tam jest zimno, to ta plaża może być, gdziekolwiek to jest. Nie mogę się doczekać aż Cię zobaczę.
Miała wrażenie, że udało się jej napisać całkiem sensowną wiadomość, mimo upojenia alkoholowego, więc wysłała ją i wyłączyła omni-klucz. Za dwa dni. To już tak niedługo.
Podniosła się z miejsca i ruszyła za drellem, który pewnie poszedł znaleźć coś do wódki. Oparła się o ścianę obok i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
-
Wypiję jeszcze jednego i będę się zbierać - stwierdziła. Nie bardzo wiedziała, po co miałaby mu zawracać głowę. Jej też do głowy nie przychodziło nic poza ukradnięciem całego statku, a nawet po pijaku wiedziała jak bardzo zły jest to w tej chwili pomył. Nie dała jednak niczego po sobie poznać, wciąż uśmiechając się tak, jak uśmiechała się zawsze, lekko, jednym kącikiem ust.